Z tygla kultur i religii, jakim był przed wojną Górny Śląsk zostały okruchy pamięci, które skrupulatnie zbierają muzea i stowarzyszenia. Jednym z takich wyjątkowych miejsc jest Domek Matki Ewy w Miechowicach, który po remoncie został udostępniony zwiedzającym.
Wybudowany w 1902 roku niewielki drewniany dom schowany wśród innych zabudowań należących do miechowickiej parafii ewangelicko-augsburskiej to wyjątkowe w swoim rodzaju ogniwo łączące teraźniejszość z przeszłością.
Jest także namacalnym świadectwem dzieła najsłynniejszej chyba Górnoślązaczki, dziedziczki rodu von Tiele-Winckler, która zrezygnowała z życia w dostatku, poświęcając się biednym i opuszczonym. Przekraczając próg drewnianego domu, możemy zobaczyć jak żyła diakonisa, pójść jej śladami, dotknąć przedmiotów, których używała.
Był taki moment, że we wszystkich budynkach jednocześnie prowadzone były prace remontowe, co uniemożliwiało dostęp do obiektów. Także domek wymagał gruntownych napraw, zaczynając od wyprostowania budynku, poprzez wymianę podłóg i renowację niektórych eksponatów – mówi Anna Seemann-Majorek, kustoszka Muzeum Domek Matki Ewy. Staraliśmy się odwzorować wszystko tak, jak na zachowanych zdjęciach – dodaje.
Trzeba pamiętać, że po wojnie niszczono wszelkie ślady związane z kulturą ewangelicką. Rozbierano ewangelickie pomniki, palono dokumenty, rozgrabiano cmentarze. Po 1945 roku, kiedy rozpoczął się proces odniemczania Bytomia, wszystkie niemieckie artefakty musiały zniknąć. Dlatego np. napis nad drzwiami „Własność Jezusa Chrystusa” był po wojnie w języku polskim. Po renowacji zdecydowano się powrócić do oryginalnego zapisu.
Ciekawostką jest, że w trakcie prac, w kuchni, ekipa remontowa zrywając warstwy farby, odkryła piękny napis po niemiecku Unser täglich Brot gib uns heute („Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj“). Byliśmy zaskoczeni tym odkryciem, bo na żadnym archiwalnym zdjęciu się nie zachował - mówi Anna Seemann-Majorek.
Trzeba podkreślić, że po śmierci Matki Ewy w 1930 budynek nadal zamieszkiwały diakonisy. Ostatnia z nich – siostra Marta Grudke opuściła go końcem 2012 roku.
Jednym z eksponatów, który można oglądać w muzeum jest tryptyk, będący pamiątką rodzinną Ewy von Tiele-Wickler oraz dziewiętnastowieczna ikona. Wiąże się z nią historia, którą opowiadała siostra Marta. Kiedy w 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła do Miechowic, żołnierze wtargnęli do domku z zamiarem splądrowania go czy też spalenia. Gdy jednak oficer zobaczył wiszącą na ścianie ikonę, wydał rozkaz, by nikomu nie spadł tu włos z głowy, a przed domkiem wystawiono straż. Być może dlatego Domek Matki Ewy nie podzielił losu jej rodzinnego domu i innych obiektów zniszczonych przez Sowietów.
Jednym z eksponatów, który można oglądać w muzeum jest tryptyk, będący pamiątką rodzinną Ewy von Tiele-Wickler oraz dziewiętnastowieczna ikona. Wiąże się z nią historia, którą opowiadała siostra Marta. Kiedy w 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła do Miechowic, żołnierze wtargnęli do domku z zamiarem splądrowania go czy też spalenia. Gdy jednak oficer zobaczył wiszącą na ścianie ikonę, wydał rozkaz, by nikomu nie spadł tu włos z głowy, a przed domkiem wystawiono straż. Być może dlatego Domek Matki Ewy nie podzielił losu jej rodzinnego domu i innych obiektów zniszczonych przez Sowietów.
Wśród zwiedzających są osoby w różnym wieku, pochodzący z różnych stron świata. Najstarszym gościem domku była pani Róża, która jako mała dziewczynka wraz ze swoją siostrą przychodziła do Matki Ewy. Kilkunastoletnia wówczas Róża przychodziła wraz z siostrą do ośrodka Friedenshort prowadzonego przez diakonisę. Opowiadała, jak Ostoja Pokoju tętniła życiem, jaka energia emanowała od Matki Ewy. Wspomnienia pani Róży są dostępne w sieci na: www.w-muzeum-e.pl – mówi Seemann-Majorek.
Ze wspomnień i dostępnych materiałów źródłowych dowiadujemy się, że Matka Ewa kochała dzieci, dla których nigdy nie brakowało miejsca w jej domu. Bez względu na ich pochodzenie i wyznanie.
Ten niepozorny domek, do którego po raz pierwszy zabrała mnie babcia, a który przez lata kojarzył mi się z piernikową chatką, fascynuje dzieci. Odwiedzające nas przedszkolaki chętnie zasiadają na małych krzesełkach, na których dawniej Matka Ewa sadzała swoich podopiecznych. To dla nich świetna lekcja o wielokulturowości miasta, ale też przykład wartości, które są uniwersalne: jak miłość, poświecenie dla drugiego człowieka – mówi Anna Seemann-Majorek.
W czasie wakacji Domek Matki Ewy można zwiedzać zgodnie z harmonogramem zamieszonym tutaj. Grupy zorganizowane proszone są o wcześniejszy kontakt pod nr tel. 503 357 305 lub e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..
Galeria zdjęć:
Autor: AK
Zdjęcia: archiwum UM Bytom, fot. Grzegorz Goik